Filmy

Shinobi

Reżyseria: Shimoyama Ten
Scenariusz: Kenya Hirata
Na podstawie powieści: Futaro Yamady
Obsada: Yukie Nakama, Jô Odagiri, Tomoka Kurotani, Erika Sawajiri, Kippei Shiina, Takeshi Masu


Szukając materiału na moją następną recenzję znalazłem coś interesującego, a mianowicie film o wdzięcznym tytule "Shinobi". Pewnie sobie pomyślicie "kolejna zwykła azjatycka produkcja", tytuł wskazuje o czym może być ten film. Shinobi = Ninja czyli jakiś film o cichych zabójcach, ale przechodząc do rzeczy.

Mamy rok 1614 rządy pierwszego z szogunów. Gennosuke i Oboro są w sobie zakochani, jednak na drodze ich miłości stoi wielka przeszkoda. Oboje należą do rywalizujących klanów ninja. Gennosuke należy do Kougi, Oboro zaś do Igi. Klany od 400 lat są w stanie rozejmu. Szogun chcąc zaprowadzić pokój na wszystkich swoich ziemiach chce pozbyć się już zbędnych shinobi. Wzywa do siebie przywódców obu klanow. Z klanu Kogi wzywa Danjou jest to dziadek Gennosuke, z klanu Iga wzywa O-gen babcię Oboro. Szogun znosi rozejm, jaki panował pomiędzy klanami, shinobi dostają zaś ostatnią misje. Mają wystawić po pięciu najlepszych wojowników ze swoich wiosek. Która drużyna dotrze do zamku Sumpu wygra.

Bez zbędnych ceregieli przejdę do konkretów. Na początku była książka(jak to brzmi), potem została stworzona manga, następnie anime, a na końcu film. Film wywarł na mnie ogromne wrażenie. Wcześniej oglądałem anime i myślałem ze film będzie wielkim nie wypałem, jak reżyser chce na ekranie pokazać coś lepszego niż w anime. Ale tu zostałem zaskoczony. Reżyser poradził sobie bez błędnie. Film różni się od anime ale to zrozumiałe. Jak reżyser miałby zawrzeć wszystkie wątki w filmie, to film trwałby chyba z 5 godzin, albo i więcej. Efekty specjalne są po prostu rewelacyjne(!!), powiedział bym że można je porównać z efektami drugiej części Matrix'a. Walki są doskonale dopracowane i zaskakują w każdym momencie. Film jest szybki, a akcja porywająca i wartka.

Teraz może trochę na temat muzyki i zdjęć. Muzyka po prostu niesamowita. Zauważyłem ze azjatyckie filmy fantasty, przygodowe mają niesamowitą muzykę. Przykładami mogą być "Sword In The Moon" oraz "Hero". Teraz musze dać parę słów krytyki. Dźwięk to znaczy dialogi w niektórych momentach, wydają się jak by były nagrane w studiu. Troszkę mi to przeszkadzało, bo nie powinno mieć to miejsca, ale to tylko w 2-óch może 3-ech scenach. Zdjęcia plenerów i krajobrazów przepiękne, aż chciałoby się stać w tych miejscach. Po prostu bardzo dobra robota.

Parę słów na zakończenie. Film na tle hollywoodzkich produkcji wypada dobrze, nie jest to żaden knot ani bubel. Na pewno amerykanie zrobiliby to po swojemu, ale zepsuliby tym klimat i charakter filmu. Dobrze, że za produkcje zabrali się Japończycy. Film polecam, nie ciągnie się on w nie skończoność, nie nudzimy się, bo od razu zaczyna się akcja.


Siedmiu Samurajów

Siedmiu samurajów (Shichinin no samurai, Seven Samurai)
reżyseria: Akira Kurosawa
scenariusz: Hideo Oguni, Shinobu Hashimoto, Akira Kurosawa
zdjęcia: Asakazu Nakai
muzyka: Fumio Hayasaka
kostiumy: Kôhei Ezaki, Mieko Yamaguchi
obsada: Toshirô Mifune (Kikuchiyo), Takashi Shimura (Kambei Shimada), Yoshio Inaba (Gorobei Katayama), Seiji Miyaguchi (Kyuzo), Minoru Chiaki (Heihachi Hayashida), Isao Kimura (Katsushiro), Daisuke Katô (I) (Shichiroji), Bokuzen Hidari (Yohei), Yoshio Kosugi (I) (Mosuke), Yoshio Tsuchiya (I) (Rikichi), Kamatari Fujiwara (Manzo), Keiko Tsushima (Shino), Kokuten Kodo (Gisaku)

XVI-wieczna Japonia. W pewnej wiosce dzieje się źle. Mieszkańcy są zmuszeni oddawać bandytom wszystkie plony, które z ciężkim trudem gromadzili. Wielu z nich nie widzi dalszego sensu by żyć. Niektórzy winą za to co ich spotkało bogów i rządzących. Propozycje, by zbrojnie odeprzeć bandytów są zbywane słowami: to niemożliwe. W końcu chłopi w desperacji podejmują się zadania wręcz niewykonalnego: chcą wynająć samurajów, którzy obroniliby ich przed rozbójnikami. Zapłatą za ochronę miałby być nocleg i przysłowiowa "garstka ryżu". Oczywiście pierwsze próby przekonania tych dumnych wojowników kończą się niepowodzeniami. Zdesperowani rolnicy jednak nie rezygnują. W końcu na ich propozycję zgadza się ronin Kambei Shimada. Werbuje on garstkę samurajów samurajów i razem z nimi rzuca wyzwanie bandzie zbirów.

Film Shichinin no Samurai to moje pierwsze spotkanie z twórczością znakomitego reżysera, pana Akiry Kurosawy. Muszę przyznać, że jego dzieło wywołało na mnie olbrzymie wrażenie. Od świetnej gry aktorskiej aż po ciekawe sceny walk. Nie dziwi fakt, że uznawane jest za najlepszy i najbardziej znany japoński film. Czas jednak trochę szczegółowiej omówić to słynne dzieło japońskiej kinematografii.

Pierwsze, co zwróciło moją uwagę to scenografia i kostiumy. Widać, że ich twórcy chcieli jak najwierniej oddać klimat epoki. Świetnie została ukazana biedna wioska a także typowe XVI-wieczne japońskie miasto, wypełnione samurajami, kupcami czy podróżnymi. Wszystko wygląda niemal tak, jak to sobie mogliśmy wyobrazić.

Kolejną zaletą tego filmu są świetne zdjęcia. Trzeba przyznać, że pan Asakazu Nakai spisał się na medal. Bardzo ciekawie ukazana jest wędrówka samurajów do wioski. Jeszcze ciekawiej ukazane są przygotowania do bitwy i sama walka z rozbójnikami. Ciągle utrzymywany jest klimat niepewności i zagrożenia, co jednak nie przeszkadza samurajom spokojnie planować obrony i żartować.

Ważnym elementem w tym filmie jest muzyka. Choć nie pojawia się ona zbyt często, to jednak w ważniejszych momentach słyszymy utwory odpowiednio dobrane do tego co się dzieje na ekranie. W czasie (względnego) spokoju słyszymy ciche ,spokojne i czasem wręcz radosne dźwięki. Podczas walk do naszych uszu dochodzą głównie bojowe okrzyki walczących, tupot kopyt czy szczęk oręża. Często możemy usłyszeć tradycyjną japońską muzykę, bez zbędnych udziwnień.

Jednym z ważniejszych, jeżeli nie najważniejszym elementem jest gra aktorska. W tym miejscu trzeba przyznać, że aktorzy spisali się bardzo dobrze, wręcz znakomicie. Widać, że aktorzy grający chłopów chcieli oddać swoim zachowaniem dramatyczność i beznadziejność sytuacji, w jakiej się znaleźli. Niektórzy z nich starają się walczyć przeciwko przeciwnościom losu, inni natomiast całkowicie poddają się, nie chcą walczyć. Z jednej strony ukazani są jako biedni chłopi, którzy nie mają nic. Czy jest to jednak do końca prawdą?
Nie wolno także zapomnieć o świetnej grze aktorów, wcielających się w postacie samurajów. Każdy z nich prezentuje odmienne poglądy w ważnych sprawach i inaczej postrzega życie, śmierć czy moralność. Każdy też ma swoją własną historię, którą możemy podczas trwania filmu odkrywać.

Trzeba przyznać, że jak na film, który powstał w 1954, to dzieło pana Kurosawy ogląda się bardzo miło. Brak kolorów dodaje całemu obrazowi pewien archaiczny "smaczek" i w ogóle nie przeszkadza w odbiorze. Scenariusz może wydawać się oklepany i schematyczny (jasny podział na tych dobrych i złych), jednakże nagłe zwroty akcji czy też niespodziewane sytuacje zmieniają nasze poglądy na temat rzezimieszków i broniących się.

Cóż, muszę przyznać że starałem się wyszukać w tej produkcji jakiś wad, które mógłbym napiętnować i stwierdzić, że film ten nie jest arcydziełem. Film obejrzałem i nic godnego wspomnienia nie znalazłem. Może po prostu chodzi o to, że bardzo lubię filmy o samurajach i dlatego ten obraz do mnie trafił? A może po prostu mamy do czynienia ze świetnym dziełem, ba arcydziełem, które jeszcze nie raz stanie się inspiracją dla wielu osób? Jedno jest pewne, prawdziwy fan japońskiego kina i filmów o samurajach powinien obejrzeć ten film. Zapewniam, że ten czas poświęcony temu dziełu nie będzie czasem straconym.